Dzisiaj kolejne zdjęcia z postępów nad wykuszem. Szczerze mówiąc (pisząc?) trochę się go obawiałam, bo projekt wydawał się dosyć skomplikowany. Na szczęście okazało się, że wcale nie było aż takie trudne. Najwięcej trudności przysporzyły mi dolne i górne zwieńczenia (czy jak to tam się fachowo zwie) okna, gdyż przygotowane trójkąty niezbyt chętnie chciały się dopasować. Powstałe niedoskonałości uzupełniłam szpachlą do drewna, potem wyszlifowałam a efekt prac był zadowalający. Pierwsze malowanie też troszkę zamaskowało drobne mankamenty, ale wydaje mi się że trzeba będzie pomalować jeszcze kilka razy żeby w pełni zadowolić poczucie własnej estetyki ;)).
Fotostory poniżej:
Drobna pomoc w trakcie klejenia
A kuku!
No i jakoś się trzyma...
Po uzupełnieniu szpachlą...
i po pierwszym malowaniu...
... a nawet i po drugim
Teraz pozostają już tylko prace wykończeniowe i nieszczęsny witraż. Nieszczęsny dlatego, że pomysł był i się zmył a innych brak. Prawdopodobnie znowu zacznę przekopywać net w poszukiwaniu jakiegoś miłego oku kolorowego okienka...ech...
o Matko!!!
OdpowiedzUsuńJakie to okienko piekne!!!
Cudo po prostu.
...i szpachlowane nawet...
mini szpachelka?
xxx
Keisyt
dokładnie tak Keisyteczku, mini szpachelką mega rączkami ;) ciesze sie że sie podoba :)
OdpowiedzUsuńEksch... ekch... No kurcze jestem pod wrazeniem :)
OdpowiedzUsuńCzego to male zwinne nie-chinskie lapki moga naprodukowac...
Dziękuję Moniu, o dziwo wyszlo zgodnie z projektem...nic od siebie nie dodalam ;)))
OdpowiedzUsuń