To była świetna zabawa i wielkie wyzwanie. Na szczęście fornir z palisandru okazał się całkiem przyjaznym materiałem w obróbce. Palisander w prównaniu z innymi fornirami jakie posiadam jest dosyć twardym drewnem, na szczęście wystarczył ostry nożyk lub skalpel, nożyczki, zwykły wikol, żelazko niezbyt gorące, lakier i papier ścierny. Patent z przyspieszaczem przyklejania w postaci żelazka sprzedał mi mój drugi Guru, zapalony lotnik amator i "producent" wielu modeli samolotów. Cały myk polega na przyklejeniu forniru i zaprasowaniu go ciepłym żelazkiem (izolacja w postaci szmatki jest opcjonalna), dzięki czemu klej szybko wiąże co z kolei zapobiega "falowaniu" forniru. W przypadku poniższego parkietu niestety nie sprawdził się szybkoschnący wikol wiec musiałam się przeprosić ze standardowym.
Klepki parkietowe wycięłam w rozmiarze 6 x 20 mm i przykleiłam do pomalowanej farbą akrylową tektury o grubości 1 mm. Dokładność pocięcia pozostawiła dużo do życzenia, ale z założeniem "jakoś to się dopasuje" nie przejęłam się tym na tyle, żeby chcieć zrobić z nich klepki idealne.
Oczywiście moja niechęć dążenia do ideału zemściła się na mnie w
miarę postępujących prac i wielokrotnie w ciągu tych ok 2 h jakie
poświęciłam na klejenie powtarzałam sobie w myślach.."nie chciało Ci się to teraz nie rycz!" Wybrałam klasyczną jodełkę ze względu na bardzo niewielkie ryzyko tzw spierniczenia. I to była Bardzo Dobra Decyzja!
Efekt końcowy tzn po przycięciu, trzykrotnym wyszlifowaniu i lakierowaniu pozytywnie mnie zaskoczył. Podłoga nie jest idealna i nosi ślady długiego użytkowania, ale przecież tak na prawdę o to w tym chodziło. Dom ma żyć, więc póki co żyje podłoga.
Moja wrodzona cierpliwość i akceptacja obydwu Guru pozwoliła mi następnego dnia przykleić podłogę w pokoju i zrobić przymiarkę z boczną ścianą. Teraz tylko listwy przypodłogowe i jeden w wielu pokoi będzie wkrótce gotowy.
Podsumowując: poświęciłam na to ok 5 h, straciłam 2 paznokcie i złapałam parę drzazg, ale było warto.
Oczywiście nie ustrzegłam się przed błędami i w tej chwili się zastanawiam jak załatać dziury przy futrynach. Pomimo rozpatrywania kilku możliwości, ostatecznego pomysłu jeszcze nie mam, wiem jednak jedno: następnym razem futrynę zrobię dopiero po ukończeniu podłogi :-)
Basia
Parkiet jak żywy, świetnie wyszedł! Swoją drogą, tapety też niesamowite, piękny wzór. Cieszę się, że wróciłaś do blogowania, bo lubię tu zaglądać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam, czuj się jak u siebie w domu :) Drugi parkiet juz gotowy, ino czeka na publikację (oby nie kolejna dwa lata;))a o tapetach bedzie w niedługim czasie troszkę więcej..
OdpowiedzUsuńKobieto, ty to musisz mieć cierpliwość do takiej dłubaniny :) ale też i dzięki temu świetny efekt. Sama nie wiem czy ładniejszy ten czy parkiet powyżej..
OdpowiedzUsuńI really appreciate your professional approach. These are pieces of very useful information that will be of great use for me in future.
OdpowiedzUsuń