Szukaj na tym blogu

niedziela, 3 marca 2013

Parkiet bardzo schodzony!


To była świetna zabawa i wielkie wyzwanie. Na szczęście fornir z palisandru okazał się całkiem przyjaznym materiałem w obróbce. Palisander w prównaniu z innymi fornirami jakie posiadam jest dosyć twardym drewnem, na szczęście wystarczył ostry nożyk lub skalpel, nożyczki, zwykły wikol, żelazko niezbyt gorące, lakier i papier ścierny. Patent z przyspieszaczem przyklejania w postaci żelazka sprzedał mi mój drugi Guru, zapalony lotnik amator i "producent" wielu modeli samolotów. Cały myk polega na przyklejeniu forniru i zaprasowaniu go ciepłym żelazkiem (izolacja w postaci szmatki jest opcjonalna), dzięki czemu klej szybko wiąże co z kolei zapobiega "falowaniu" forniru. W przypadku poniższego parkietu niestety nie sprawdził się szybkoschnący wikol wiec musiałam się przeprosić ze standardowym.

Klepki parkietowe wycięłam w rozmiarze 6 x 20 mm i przykleiłam do pomalowanej farbą akrylową tektury o grubości 1 mm. Dokładność pocięcia pozostawiła dużo do życzenia, ale z założeniem "jakoś to się dopasuje" nie przejęłam się tym na tyle, żeby chcieć zrobić z nich klepki idealne.




Oczywiście moja niechęć dążenia do ideału zemściła się na mnie w miarę postępujących prac i wielokrotnie w ciągu tych ok 2 h jakie poświęciłam na klejenie powtarzałam sobie w myślach.."nie chciało Ci się to teraz nie rycz!" Wybrałam klasyczną jodełkę ze względu na bardzo niewielkie ryzyko tzw spierniczenia. I to była Bardzo Dobra Decyzja!



Efekt końcowy tzn po przycięciu, trzykrotnym wyszlifowaniu i lakierowaniu pozytywnie mnie zaskoczył. Podłoga nie jest idealna i nosi ślady długiego użytkowania, ale przecież tak na prawdę o to w tym chodziło. Dom ma żyć, więc póki co żyje podłoga.


Moja wrodzona cierpliwość i akceptacja obydwu Guru pozwoliła mi następnego dnia przykleić podłogę w pokoju i zrobić przymiarkę z boczną ścianą. Teraz tylko listwy przypodłogowe i jeden w wielu pokoi będzie wkrótce gotowy.



Podsumowując: poświęciłam na to ok 5 h,  straciłam 2 paznokcie i złapałam parę drzazg, ale było warto.
Oczywiście nie ustrzegłam się przed błędami i w tej chwili się zastanawiam jak załatać dziury przy futrynach. Pomimo rozpatrywania kilku możliwości, ostatecznego pomysłu jeszcze nie mam, wiem jednak jedno: następnym razem futrynę zrobię dopiero po ukończeniu podłogi :-)

Basia










4 komentarze:

  1. Parkiet jak żywy, świetnie wyszedł! Swoją drogą, tapety też niesamowite, piękny wzór. Cieszę się, że wróciłaś do blogowania, bo lubię tu zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję i zapraszam, czuj się jak u siebie w domu :) Drugi parkiet juz gotowy, ino czeka na publikację (oby nie kolejna dwa lata;))a o tapetach bedzie w niedługim czasie troszkę więcej..

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto, ty to musisz mieć cierpliwość do takiej dłubaniny :) ale też i dzięki temu świetny efekt. Sama nie wiem czy ładniejszy ten czy parkiet powyżej..

    OdpowiedzUsuń
  4. I really appreciate your professional approach. These are pieces of very useful information that will be of great use for me in future.

    OdpowiedzUsuń